Można już chyba powiedzieć to
głośno, bez obaw, że wiosna się spłoszy i znowu zawinie kitę na trzy tygodnie,
pozostawiając po sobie mgły, wichury i deszcze niespokojne: wreszcie jest
ciepło! Pora więc zakopać na dnie szafy barchanowe rajty oraz gryzące swetry i
przerzucić się na coś lżejszego, niezobowiązującego, skrojonego z porannej mgły
i z woni zroszonego bzu. Pora również odstawić wszelkie ciężkie, zimowe
zapachy, bo umówmy się: to, co uroczo nas otulało w jesienne i zimowe dni,
latem może nas zmiażdżyć z wdziękiem szarżującego nosorożca. Dlatego teraz, bez
zbędnych wstępów, zapraszam Was na prezentację moich trzech zapachowych
ulubieńców na ciepłe dni.
Klasyczna zielona herbata od Elizabeth Arden to dziś jeden z tych zapachów, na którego niekorzyść działa jego… popularność oraz niska cena. Pierwsza sprawia, że zapach spospoliciał i raczej nie będzie dobrym wyborem dla tych, którzy od perfum oczekują, że będą ich wyróżniać i zwracać uwagę. Niska cena z kolei sprawia, że perfumy Elizabeth Arden stawia się w jednym rzędzie z tanimi podróbkami lub zapachami sygnowanymi przez marki odzieżowe, jak Puma czy Adidas. A to bardzo niesprawiedliwe wobec tego zapachu! Zielona herbata pachnie jak płynący wśród omszałych kamieni wartki, górski strumień, pachnie jak poryw chłodnego powietrza znad wody, jak oszroniony dzban pełen lemoniady, w której pływają ćwiartki cytryn i świeże liście mięty, zasypane brązowym cukrem. Dla wszystkich poszukiwaczy zapachowego orzeźwienia serdecznie polecam. Jedyny minus zapach dostaje ode mnie za trwałość: żeby czuć go na sobie przez cały dzień, muszę ponawiać aplikację 2-3 razy w ciągu dnia, ale… w cenie 100 zł za 100 ml i tak warto.
ELIZABETH ARDEN, SUNFLOWERS EDT
Drugi z moich zapachowych ulubieńców to również perfumy od Elizabeth Arden (bo jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać), ale ulubieniec innego rodzaju. Jeśli Zielona herbata to zapach chłodu i orzeźwienia, to Słoneczniki są apoteozą lata w pełni. Nie znam się na nutach zapachowych i nie będę rozkładać tej woni na molekuły: ja czuję tu rozpaloną, rozgrzaną słońcem skórę, ciężkie i suche kłosy zbóż, pochylone i lepkie od nektaru główki kwiatów. To zapach udręczonej skwarem ziemi, miododajnych roślin i płynącego po palcach lepkiego owocowego soku. W ekstremalnych temperaturach może zadusić, ale mimo swojego ciężkawego charakteru pozostaje bardzo dyskretny, kobiecy i subtelny. Na pewno dam mu szansę, kiedy zrobi się chłodniej, bo być może w jesiennej aurze ujawni swoje otulające oblicze.
GUERLAIN, AQUA ALLEGORIA, LIMON VERDE EDT
Ach, Aqua Allegoria. Przysięgam, że pewnego dnia skompletuję Was wszystkie, a potem do końca swych dni będę tylko pachnieć. Ale zanim to nastąpi, w godnej pojemności musi, MUSI dołączyć do mnie Limon Verde. To najpiękniej podana limonka świata. Jednocześnie słodka i kwaskowa, chłodząca i łagodna, zielona i złamana goryczką owocowej skórki. Najpiękniej o tym zapachu napisał Marcin z bloga Nez de Luxe, który nieustająco przypomina mi, jak niewiele wiem o świecie perfum. Zajrzyjcie tam koniecznie, tylko najpierw wypiszcie wniosek o urlop.
I to już wszystkie moje
wioseno-letnie wybory zapachowe. Znacie któreś z tych perfum? A może polecicie
nam coś interesującego? Czekamy na komentarze!
Buziaki,
Iga
Zdania jakie wychodza spod Twoich paluszków, tworzą w mojej wyobraźni piękne wizje ��.
OdpowiedzUsuńAż się chyba na herbatkę skuszę ��
Dziękuję kochana :* A co do herbatki, naprawdę warto! Pięknie pachnie i orzeźwia lepiej niż zimny prysznic w upalny dzień :)
Usuń