Czas ani myśli zwolnić, styczeń śmignął mi z wizgiem koło nosa i zostawił po sobie jedynie wstrętne wspomnienia pełne usmarkanych chusteczek, ukradkowego kichania i churchania po kątach. Niech znika! Witaj, luty! Obyś był lepszy, niż Twój poprzednik.
A skoro mamy już luty, pora na obiecanych niekosmetycznych ulubieńców
miesiąca. Dziś będzie co nieco do poczytania, posłuchania, pooglądania…
Zapraszam J
ANTIDOTUM NA ZIMĘ
W jesiennym tagu (klik!) pisałam Wam o tym, że liczy się tylko kawa, a
herbata jest dla nudnej geriatrii i mogłaby dla mnie nie istnieć. W styczniu
coś mi się dramatycznie odmieniło, a to za sprawą herbatek owocowych Loyd z
serii grzaniec. W serii dostępne są cztery wersje smakowe herbat inspirowanych smakiem
i zapachem grzanego wina. Dotąd miałam okazję spróbować dwóch: Grzańca
Zbójnickiego i Kozackiego, a w linii znaleźć można jeszcze Grzaniec Grzeszny i Śliwkowy.
Grzaniec zbójnicki pozuje na stronie www.loydtea.pl |
Mam ochotę spróbować wszystkich, bo te, które poznałam do tej pory, zachwyciły
mnie pięknym zapachem i pełnym, soczystym, owocowym smakiem. W odróżnieniu
od wielu owocowych herbat, te zaparzają się szybko i z jednej torebki można
uzyskać duży kubek rozgrzewającego, aromatycznego, esencjonalnego naparu. Miłe
doświadczenia z herbatkami Loyd zachęciły mnie do dalszych herbacianych
eksperymentów, spodziewajcie się więc, że herbaty w ulubieńcach będą pojawiać
się częściej.
ZAMIAST CHIPSÓW
Jak być może wiecie, od dłuższego czasu toczę nierówną walkę o zmianę
swojego trybu życia na zdrowszy. Moje dotychczasowe nawyki żywieniowe
przyprawiłyby niejednego lekarza lub dietetyka o apopleksję i łysienie
plackowate: upodobanie do słonych przekąsek, zaczynanie każdego dnia od kawy (samej
kawy, bez śniadania), zjadanie pierwszego posiłku po południu i wiele innych
zgubnych nałogów. Wielokrotnie podejmowałam próby wywrócenia tego
sposobu życia do góry nogami, ale były to zawsze zrywy podszyte słomianym
zapałem. Teraz już wiem, że mój błąd polegał na tym, że usiłowałam z dnia na
dzień zmienić całe swoje życie. Tak się nie da, a przynajmniej nie w moim
przypadku. Teraz staram się wprowadzać zmiany stopniowo i ta metoda się u mnie
sprawdza. Jednym z aspektów mojej małej życiowej rewolucji jest wyeliminowanie
niezdrowych przekąsek i znalezienie dla nich zdrowej alternatywy. Umówmy
się: żaden pieczony jarmuż nie zastąpi chipsów. Nikt mi nie wmówi, że pieczony
chrust jest równie smaczny jak chrupiące, aromatyczne, ociekające tłuszczem,
skąpane w glutaminianie sodu plasterki ziemniaczków. Och.
Ale jest wiele smakowitych, zdrowych przekąsek. Moim ostatnim
odkryciem są chipsy kokosowe. To nic
innego, jak podpieczone płatki kokosa: cieniutkie, chrupiące, aromatyczne i
pięknie pachnące kokosem. Można dodawać je do owsianki, jogurtu, muesli lub
sałatek, ale ja najbardziej lubię wysypać sobie garstkę do miseczki i wsuwać same. To przepyszna alternatywa dla zwykłych chipsów, bo idealnie nadają się do
chrupania podczas filmu lub spotkania z przyjaciółmi.
Zdjęcie pochodzi ze strony www. zdrowie.dziennik.pl |
Spróbujcie chipsów kokosowych koniecznie, a gdybyście chcieli więcej
poczytać o mojej walce o zdrowszy tryb życia, dajcie znać – przygotuję dla
Was osobny post. A może nawet cały cykl?
BYLE DO WIOSNY
Styczeń upłynął mi pod znakiem przeziębieniowej sztafety oraz sposobów
na zapomnienie o niej. Jednym ze sposobów było wwąchiwanie się w zapach Narciso
Rodriquez for Her EDP. Trudno mi opisać ten zapach inaczej, niż jako wiosnę w
butelce. Producent wyróżnia w tej kompozycji między innymi różowe kwiaty,
ambrę, piżmo, szypr, miód i drewno sandałowe.
Zdjęcie pochodzi ze strony www.fragrantica.com |
A ja czuję tu po prostu rozgrzaną
słońcem późnowiosenną łąkę, ulicę po letniej ulewie, rozgrzaną i wyzłoconą
słońcem skórę. Jeśli chcecie wiedzieć, jak pachnie Narciso Rodriguez w wersji
EDP, włączcie sobie piosenkę Taco Hemingwaya Deszcz na betonie – o proszę.
KOCHAJMY MARZYCIELI
Styczniowy ulubieniec filmowy to w zasadzie ulubieniec pierwszych dni
lutego, ale po prostu NIE MOGĘ czekać z poleceniem Wam tego filmu aż miesiąc!
La La Land to film, który zabierze Was z brzydkiego, zimnego i burego łez
padołu prosto w kolorowy, wirujący świat wypełniony muzyką, w którym nawet
porażki są piękne, a niespełniona miłość budzi śmiech przez łzy.
Muzyka i
fabuła swoją drogą, ale mnie najbardziej w tej opowieści urzekły niezwykle
malarskie zdjęcia, pomysłowe rozwiązania aranżacyjne, wykorzystujące mitologię
kinowej scenografii i niesamowita Emma Stone. Jeśli ona nie dostanie Oscara za
tę rolę, to zjem chipsy z jarmużu.
BIEGNIJ DALEJ SAM
10 marca w mojej rodzinnej mieścinie wystąpi Fisz Emade Tworzywo z
koncertem promującym album Drony i w
związku z tym rozpoczęłam proces oswajania się z ich twórczością. Szczerze
mówiąc, gdyby ktoś jeszcze dwa, trzy lata temu powiedział mi, że będę się
zachwycać muzyką, którą wikimędrzec diagnozuje jako „szeroko pojętą muzykę
hip-hopową”, obrzuciłabym go chipsami z jarmużu. W głowie mi się nie
mieściło, że ta muzyka może być tak zniuansowana, eklektyczna, inteligentna i
po prostu piękna. Wszystkich koneserów gatunku proszę o wybaczenie. A tych,
którzy są do hip-hopu, jak ja dawniej, uprzedzeni, kojarząc go głównie z
rytmicznym słowotokiem gęsto przetykanym kurwami, zapraszam do posłuchania
Tworzywa – o tutaj.
HAJDA, NA WSCHÓD
Ostatnim, lecz nie najmniej istotnym (za to bardzo obszernym) ulubieńcem stycznia zostaje dla mnie wyprawa na Bliski Wschód, czyli do, uwaga
uwaga: Suwałk i Białegostoku. Wstyd się przyznać, ale tamten region Polski
kojarzyłam głównie z wykresów na mapie pogody i skojarzenie miałam jedno:
tam-jest-zimno-i-biegają-niedźwiedzie. Otóż zimno jest rzeczywiście, ale
niedźwiedzi nie widziałam, widziałam za to rozsiane wzdłuż drogi piękne
drewniane chatki z bielonymi okiennicami, na widok których miałam ochotę
wysiąść w biegu z samochodu i od razu się wprowadzić.
Zdjęcie pożyczyłam stąd: https://myhome.pl/blog/miejsca-z-klimatem-siedlisko-buda-ruska-styl-folk/ |
I widziałam szerokie pola
zaścielone białą kołderką śniegu. A przede wszystkim widziałam zupełnie
niezwykłe Muzeum w Suwałkach, w którym mogłam zobaczyć pięknie
zaaranżowaną wystawę malarstwa Wierusz-Kowalskich, pomysłową ekspozycję
poświęconą dziejom regionu, i wreszcie creme de la creme, czyli zachwycającą
wystawę czasową, prezentującą malarstwo i fotografie Zdzisława Beksińskiego.
Swoimi bliskowschodnimi zachwytami dzieliłam się z Wami na naszym instagramie (klik!) i mogę tylko z całego serca polecić Wam wycieczkę na
Suwalszczyznę. Ja już marzę, żeby wrócić tam latem.
To tyle, jeśli chodzi o styczniowych niekosmetycznych ulubieńców.
Książki tym razem w zestawieniu nie ma, bo styczeń rozpoczęłam od spotkania z
nowym Harrym Potterem i byłam tak rozczarowana, że musiałam przypomnieć sobie,
ehm, siedem poprzednich tomów. Wybaczcie. Spis lektur na luty już czeka.
Dajcie znać, jak prezentują się Wasi zimowi faworyci! Może znacie któregoś
z moich ulubieńców? A może coś mi polecicie? Piszcie!
Buziaki,
Iga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz