Kto zagląda na nasz
pooderniczkowy Instagram, ten wie, że moja skóra grymasi ostatnio jak panna na
wydaniu. No nie dogodzisz i już. Nawet na widok znanych i od lat sprawdzonych
produktów potrafi strzelić focha, tupnąć nóżką i odwdzięczyć się wysypem małych,
podskórnych upierdliwców. W takich chwilach instynktownie zwracam się w stronę
naturalnej pielęgnacji, tak też zrobiłam tym razem i w podskokach popędziłam do najbliższej drogerii po sprawdzonego
sprzymierzeńca: olejek z róży rdzawej.
ALE GDZIE TE RÓŻE?
Na początku muszę uprzedzić, że
olejek pozyskiwany jest z nasion róży rdzawej (piżmowej), więc wszyscy, którzy
liczą na skoncentrowany zapach różanych kwiatów, będą niemile zaskoczeni.
Olejek pachnie średnio przyjemnie (by nie powiedzieć: paskudnie – dla mnie jest
to zapach zjełczałego masła) na szczęście jednak szybko się ulatnia i na skórze
pozostaje niewyczuwalny. Dla mnie to już trzecia buteleczka olejku i
wiedziałam, czego się spodziewać. Olejek ma żółtawą barwę i dość gęstą konsystencję, ale bez obaw - nie klei się na skórze.
Dotąd miałam okazję przetestować
olejek z Biochemii Urody, a tym razem padło na produkt ze Starej Mydlarni. Cenowo
oba produkty wypadają podobnie: olejek z BU kosztuje 12 zł za 15 ml, ale
dodatkowo trzeba pokryć koszt przesyłki; olejek z SM dostępny jest stacjonarnie
(np. w drogeriach Natura) w pojemności 30 ml za 30 zł.
CERA PIĘKNA Z NATURY
Poza nieprzyjemnym zapachem,
olejek ma jednak same plusy. Dzięki ogromnej ilości antyoksydantów oraz nienasyconych
kwasów tłuszczowych, wspaniale regeneruje i nawilża skórę. Wysoka zawartość witaminy
A sprawia, że jest zalecany w profilaktyce przeciwzmarszczkowej, a także dla
łagodzenia zmian potrądzikowych. Czy działa przeciwzmarszczkowo, przekonamy się
za parę lat, ale już teraz mogę potwierdzić jego skuteczność w walce ze
zmianami trądzikowymi. Olejek ładnie łagodzi stany zapalne, lekko rozjaśnia
skórę – zapewne dzięki niemałej zawartości witaminy C. Ten olejek, który mam
obecnie, został dodatkowo wzbogacony o witaminę E, ale mimo to warto
przechowywać go w lodówce. Mogę go nakładać nawet pod oczy, ale alergikom
polecam najpierw testy zauszne oraz nadgarstkowe :)
JAK STOSOWAĆ?
Osobiście stosuję olejek różany w
dwóch wariantach: albo funduję sobie całonocną sesję olejkową, albo łączę go z
żelem hialuronowym (mój jest z Biochemii Urody i mogliście zobaczyć go już w
poście o miłostkach kosmetycznych – klik!). Nałożony solo na noc, wchłania się
powoli, ale całkowicie, rano pozostawiając cerę aksamitną i uspokojoną. W
duecie z żelem hialuronowym wchłania się błyskawicznie, pozostawiając
komfortowe uczucie nawilżonej i lekko napiętej-lecz-nie-spiętej skóry.
Jeśli chodzi o sprawdzonych
przyjaciół w walce z twarzowymi niespodziankami, mam w odwodzie jeszcze kilku
sprzymierzeńców: między innymi olejek z czarnuszki i kurkumę. A jak Wy radzicie
sobie z kaprysami skóry? Dajcie koniecznie znać!
Buziaki,
Iga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz