13:05

SUMMER LOVIN', CZYLI KOSMETYKI, KTÓRE KOCHAM, ALE...



Strasznie dużo pisałyśmy ostatnio o jesieni. Jesienne zapachy (klik!), pomadki (klik!), był nawet cały jesienny TAG (klik!)Dość tych smuteczków! Na chwilę jeszcze wróćmy do lata, za sprawą przewrotnego, choć może nie do końca oddającego rzeczywistość tytułu – summer lovin'. Pod tym pojęciem rozumiem wszystkie przelotne kosmetyczne znajomości, czyli kosmetyki, do których mam słabość, ale których nie mogę stosować na co dzień. Co to za produkty i dlaczego znalazły się w tym zestawieniu? Zapraszam do dalszej części posta!


REVLON COLORSTAY


Pierwszym kosmetykiem jest podkład do zadań specjalnych, czyli osławiony Revlon ColorStay dla cery suchej i normalnej w odcieniu 150 Buff. Wszystko, wydawałoby się, świadczy na jego korzyść: bardzo duża, jak na drogeryjną kolorówkę, paleta odcieni, dobra trwałość, zastygająca formuła, dobre krycie. A jednak miłości między nami nie ma i stosuję go tylko od wielkiego dzwonu, a to dlatego, że przesusza mnie jak szatan. Mimo, że stosuję wersję dla cery suchej i normalnej, przez cały dzień towarzyszy mi uczucie ściągnięcia, podkład ani na chwilę nie daje o sobie zapomnieć, a po zmyciu makijażu moja skóra wygląda o, tak:


Dlaczego więc mimo wszystko wciąż do niego wracam? A no dlatego, że to produkt nie do zdarcia. Towarzyszył mi między innymi na weselu Justyny, kiedy żar lał się z nieba i po dwunastu godzinach nie wymagał żadnych poprawek. Dlatego zawsze, kiedy potrzebuję mieć pewność, że mój makijaż pozostanie nienaruszony przez wiele godzin, a ja długo nie będę musiała się martwić o przypudrowanie strategicznych miejsc, zawsze sięgam po Revlon. A wieczorem nakładam po prostu grubą warstwę odżywczej maseczki...

MANICURE HYBRYDOWY


Ach, hybrydy! Tyle pięknych kolorów i wykończeń, tyle efektownych zdobień, a do tego niezrównana trwałość i połysk. Żebyście tylko nie robiły mi takiego Grunwaldu na paznokciach… Po każdym zdjęciu hybryd moja płytka paznokciowa tygodniami liże rany i dochodzi do siebie. Jest nierówna, łuszczy się, sprawia wrażenie jakby odparzonej (?). Próbowałam różnych manicurzystek, różnych produktów, lamp i metod zdejmowania hybryd. Efekt jest zawsze ten sam. Dlatego, choć bardzo bym chciała, nie włączę manicure’u hybrydowego w swoją paznokciową codzienność. Wracam do nich jednak zawsze, gdy chcę, żeby moje dłonie wyglądały nienagannie. A potem nakładam odżywki, olejki, balsamy…

PODKŁADY MINERALNE



Sypkie podkłady mineralne mają wiele plusów: krótkie, bezpieczne dla skóry składy, a często również działanie pielęgnacyjne. Odpowiednio nałożone, potrafią pięknie prezentować się na skórze… no ale właśnie. Nie da się ich nałożyć bez lusterka, rozsmarowując podkład jedną ręką, podczas jednoczesnego czytania książeczki o wesołej kaczuszce pewnemu absorbującemu małolatowi, ani też rozetrzeć ich na twarzy w trakcie odtwarzania złożonej choreografii do Boogie Woogie (ahoj!). Nałożenie podkładu mineralnego wymaga staranności, celebrowania i czasu, a nie muszę chyba mówić, że to ostatnie to towar deficytowy w świecie matek. Albo tylko w moim… W każdym razie spotkania z podkładami mineralnymi to dla mnie luksus, na który pozwalam sobie rzadko, ale z przyjemnością. Przetestowałam kilka, między innymi z Amilie i Annabelle Minerals, i na pewno będę do nich wracać lub testować kolejne. I marzyć, że nastąpi kiedyś dzień, kiedy będę mogła w ciszy i spokoju oddać się tylko makijażowym przyjemnościom…

STOSOWANIE OLEJKÓW…


…a szerzej, cała naturalna pielęgnacja. W tym zakresie wykazuję wysoce nieodpowiedzialny stosunek pod tytułem „come and go”. Przetestowałam wiele naturalnych przepisów i wiem, że służą mojej skórze. Moja cera uwielbia demakijaż metodą OCM i aż piszczy z radości za każdym razem, kiedy do niej wracam. Ale nic nie poradzę na to, że co jakiś czas entuzjazm i zachwyt naturalną pielęgnacją zastępuje zmęczenie jej złożonością. Okej,bardziej po ludzku: czasami zwyczajnie górę bierze moja nie-tak-znowu-bardzo-ukryta leniwa natura. No nie chce mi się i już! Bywa, że po ciężkim dniu mam ochotę nalać na wacik gotowy produkt i po prostu zmyć makijaż, zamiast bawić się w rytualne, wieloetapowe masowanie skóry, choćby to było nie wiem jak dla niej dobre. Albo wolę wycisnąć gotową maseczkę z saszetki, zamiast uruchamiać kuchenno-łazienkowe laboratorium: rozkruszać węgiel, mieszać glinki, dolewać miodu, zaparzać lawendę… A bywa i tak, że krew mię zalewa, kiedy widzę swoją część umywalki zastawioną słoiczkami i buteleczkami z półproduktami, vis a vis prawdziwie minimalistycznej połówki umywalki mojego męża, na której stoi, uwaga: mydło, pasta do zębów i antyperspirant (notabene, uważam, że prawdziwymi kosmetycznymi minimalistami mogą być tylko mężczyźni). Jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby na to, jak uprościć naturalną pielęgnację, by pozostać jej wiernym, dajcie proszę znać. Jeśli chcielibyście poczytać o moich ulubionych naturalnych przepisach, chętnie spreparuję takiego posta :) Na szczęście z odsieczą wszystkim ekofilom lecą coraz bardziej liczne marki, stawiające na prostotę i naturalność właśnie: Sylveco, Ecolab, Make Me Bio i wiele, wiele innych. A drogerie szczęśliwie zwietrzyły żyłę złota zamkniętą w ekologicznych pudełeczkach z recyklingowego plastiku i coraz więcej "zielonych" marek kosmetycznych jest dostępnych stacjonarnie.

To tyle, jeśli chodzi o moje przelotne miłostki kosmetyczne. Czy Wy macie też takie kosmetyki lub zabiegi, których nie chcecie lub nie możecie stosować na co dzień? Dajcie znać, chętnie poczytamy!

PS. Wybaczcie mi jakość zdjęć. Mój synuś złapał jakąś żłobkową dżumę, w związku z czym nie chciał się odkleić od mamy aż do nocy, więc zdjęcia robiłam komórką i w słabym, sypialnianym świetle :)

Buziaki,
Iga

2 komentarze:

  1. Mam to samo z olejami!! Moja twarz uwielbia, ale i tak zazwyczaj górę bierze moje "niechciejstwo"... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co zrobić, kiedy silna wola taka słaba, a wewnętrzny leniwiec taki mocarny :(

      Usuń

Copyright © 2016 pooderniczka , Blogger